Rozsypaniec – Halicz – Tarnica: szlak z Wołosatego dla lubiących długie spacery
Trochę ciszy i spokoju
W sezonie letnim ludzie są wszędzie. Mniej lub bardziej tłumnie, ale wszędzie. Generalnie można stwierdzić, że ma już odludnych gór i plaż. Te, które były odludne ze względu na swoją odludność przyciągają tylu ludzi chętnych odpocząć od tłoku, że ostatecznie … tworzą tłok.
Ale od reguły są wyjątki. Zawsze.
Wystarczy wybrać odpowiednią porę dnia (np. pójść w góry przed ósmą rano, a nie po jedenastej), albo odpowiedni szlak (nie ten prowadzący najkrótszą drogą do celu, a dłuższy, trudniejszy, bardziej oddalony) i nawet w sezonie można złapać sporo ciszy i spokoju.
Czerwony szlak z Wołosatego na Halicz dobrze się do tego nadaje. Co prawda punkt startowy z Wołosatego jest najbardziej obleganym przez turystów punktem w całych Bieszczadach (a to ze względu, że w tym samym miejscu rozpoczyna się najkrótszy i najszybszy szlak na Tarnicę), ale po 500 m, na rozwidleniu szlaków przy budce z biletami do Bieszczadzkiego Parku Narodowego sytuacja szybko się wyjaśnia. Główny, szeroki i wartki strumień spragnionych gór wędrowców ciągnie sznurem w lewo, niebieskim szlakiem na Tarnicę, a wąska stróżka zapaleńców, jak kapiące z wolna kropelki z niedokręconego kranu idzie prosto, czerwonym szlakiem na Halicz.
Wybrałem odpowiedni szlak i odpowiednią porę dnia. Piętnaście po ósmej, z biletem wstępu do BPN w garści, jak pojedyncza, samotna kropla oderwałem się od głównego strumienia i poszedłem swoją drogą: „czerwonym na Halicz”
Wołosate parking
Na starcie szlaku w Wołosatem znajduje się duży i wygodny parking dla samochodów osobowych (płatny 18 PLN, bez ograniczeń czasowych). Współrzędna parkingu zamieszczam poniżej.
Przy parkingu znajdują się bezpłatne toalety i niewielka restauracja/pizzeria, którą na 100% docenisz, gdy po długiej wędrówce dotrzesz z powrotem na parking.
Wołosate – parking, współrzędne GPS:
49°03’58.8″N 22°40’48.6″E
49.066327, 22.680162 – kliknij i wyznacz trasę
Wołosate – Przełęcz Bukowska
Dosłownie już na pierwszych metrach czerwonego szlaku, za budką z biletami do BPN, obok drogi po lewej stronie natkniesz się na tablicę informacyjną prowadzącą do pozostałości cmentarza i resztek cerkwi, która stała tu do 1947 roku. Wieś, która pierwotnie nazywała się Wołoschatka został założona 1557 roku. Po II wojnie światowej w roku 1946 wszyscy mieszkańcy wsi zostali wysiedleni. Rok później opustoszała wieś i cerkiew zostały spalone, a cmentarz zdewastowany.
Podmurówka cerkwi i kilka zniszczonych nagrobków, które możemy zobaczyć tu dzisiaj to jedyne pozostałości po wsi.
Po obejrzeniu pozostałości cerkwi i cmentarza można rozpocząć właściwy spacer szlakiem.
Pierwszy, blisko 8 kilometrowy fragment szlaku można uznać za monotonny. Przez pierwsze 1,5 km prowadzi asfaltem, a potem odbija w lewo w formie ubitej, szerokiej i kamienistej drogi gruntowej. Niemal cały czas dyskretnie wznosi się w górę pozwalając niespostrzeżenie zdobywać kolejne metry wysokości.
Spacer jest łatwy, przyjemny, w osłonie drzew, które w lecie dają miłe schronienie przed palącym słońcem. Ten fragment uznawany powszechnie za monotonny dla mnie był okazją do oderwania się od szumu turystycznego tłumu, złapania klimatu bieszczadzkiej samotności i rozkoszowania się leśną ciszą lub raczej subtelnym głosem lasu. Przez cały ten czas (około dwóch godzin spaceru) minąłem (wyprzedając) trzy dwuosobowe grupki i jednego, pojedynczego człowieka. Z naprzeciwka nadeszły dwie osoby. To wszystko. Dziewięć osób. W środku letniego sezonu (początek sierpnia), gdy nagłówki w „internetach” krzyczały o tłumach w Bieszczadach.
Ostatecznie początkowego fragmentu nie nazwałbym monotonnym. Dla mnie był bardzo przyjemny. Dawał czas i przestrzeń na wbicie się w bieszczadzki nastrój.
Na tym odcinku szlaku znajdują się stacje znanej Bieszczadzkiej Drogi Krzyżowej, która kończy się na Przełęczy Bukowskiej.
Przełęcz Bukowska – Rozsypaniec
Nadal idziemy czerwonym szlakiem.
Z punktu widzenia górskiego wędrowca to pierwszy fragment, na którym coś zaczyna się dziać. Szlak na wysokości drewnianej wiaty odbija od drogi w lewo, zamienia się w wąską, krętą ścieżkę i zaczyna wznosić się ostrzej w górę. Ścieżka wchodzi w pośredni obszar zieleni, oddzielającej połoninę od wysokiego lasu. Zarośla stają się niższe i pojawia się więcej słońca. Po kilkunastu minutach ze ścieżki otwiera się piękny widok na otaczające góry i połoninę … takie widoki będą mi towarzyszyły przez resztę spaceru. Po kolejnych kilkunastu minutach staję na pierwszym tego dnia szczycie: Rozsypaniec (1280 m n.p.m.). Z Przełączy Bukowskiej idzie się tutaj około 30 minut (w przybliżeniu 1 km).
To pierwszy tego dnia przystanek, czas na krótki odpoczynek i sycenie oczu widokami. Są nawet ławeczki. Wszystkie puste. Jestem sam, żadnych tłumów, żadnych niepotrzebnych dźwięków. Chłonę Bieszczady.
Rozsypaniec – Halicz
Schodząc z Rozsypańca w stronę Halicza trzeba oddać trochę zdobytej wysokości, żeby zaraz potem powoli zacząć znowu się wspinać, na trzeci co do wysokości szczyt polskich Bieszczadów: Halicz (1333 m n.p.m.). Czerwony szlak w stronę Halicza widać stąd jak na tacy.
Samo podejście jest krótkie (około 600 m; 20 minut) i wraz ze zbliżaniem się do szczytu staje się coraz ostrzejsze. Przejście całego fragmentu (1,2km) z Rozsypańca na Halicz nie powinno zająć więcej niż 30 – 40 minut.
Na Haliczu pojawiło się kilka osób. Stan osobowy na poziomie 10 osób utrzymywał się cały czas. Co kilka minut, po zaspokojeniu apetytu na widoki ktoś schodził ze szczytu i wchodził ktoś nowy. Trudno jednak nazwać to tłokiem.
Z Halicza rozpościerają się widoki niedostępne z innych szczytów. Niedostępne nawet z wyższej o 13 metrów Tarnicy. Halicz położony jest bowiem tak, że oprócz wszystkich najważniejszych punktów Bieszczad Wysokich, po zwróceniu wzroku na wschód mamy dostęp do niczym nieograniczonego widoku na ukraińską cześć gór. Z Tarnicy ten widok jest niedostępny bo …. skutecznie zasłania go wysoki i masywny Halicz.
Na Haliczu znajduje się krzyż, który kiedyś stał również na innym, bardzo znanym w Bieszczadach szczycie. Krzyż trafił bowiem na Halicz z Tarnicy.
Pierwszy krzyż na Tarnicy posadowiono w 1978 roku, a w roku 1987 zastąpiono go nowym, stojącym do dzisiaj. Stary krzyż z Tarnicy trafił na Halicz, gdzie nie miał lekko. Warunki atmosferyczne, z którymi się zmagał dokonały głębokich zniszczeń. Dobrzy ludzie ulitowali się nad nim i w 2002 w sposób samowolny, bez żadnych zgód krzyż odnowili i powiększyli, nie łamiąc przy tym żadnych przepisów. Stawianie krzyży w górach z założenia jest bowiem zwolnione z zasady poszanowania prawa.
Halicz – Przełącz Goprowska
Dalsza część szlaku (nadal trzymamy się czerwonego) to typowy dla Bieszczad spacer wąskimi ścieżkami, falującymi lekko raz w górę, raz w dół (w tym przypadku częściej będziemy schodzić lekko w dół). Idziemy zielonymi, rozległymi otwartymi połoninami pokrywającymi stożki sąsiadujących szczytów. Szlak prowadzi malowniczym zboczem, mijając bokiem niedostępny dla turystów szczyt Kopy Bukowskiej (1320 m n.p.m.).
Ten fragment szlaku pomiędzy Haliczem, a Przełęczą Goprowską mierzy sobie 3,5 km i zajmuje około 1 h.
Przełęcz Goprowska – przełęcz pod Tarnicą
Na Przełęczy Goprowskiej szlak czerwony łączy się ze szlakiem niebieskim i oba wspólnie doprowadzą nas do przełęczy pod Tarnicą. Ten fragment (o długości 800m) w całości wiedzie mocno pod górę i „przeskoczysz” go w mniej więcej 30-40 minut.
Na zegarku zbliża się południe i w tej okolicy zaczyna być bardziej gęsto od ludzi. Tutaj kończy się strefa spokoju, w której poruszałem się od początku marszu w Wołosatem. Już sam fakt połączenia dwóch głównych szlaków bieszczadzkich w jeden wspólny odcinek sprawia, że musi być gęściej. Tym krótkim fragmentem wędrują bieszczadnicy z kilku głównych kierunków, od: Ustrzyk Górnych, Bereżek i Pszczelin, Mucznego i Bukowego Berda, Halicza, Wołosatego i Tarnicy. Można powiedzieć, że to takie lokalne, główne skrzyżowanie w tej części Bieszczad.
Z tej części szlaku jest doskonały widok praktycznie na cały fragment końcowego podejścia na szczyt Tarnicy (zaczynający się z przełęczy pod Tarnicą). Tego dnia rzut oka i ułamek sekundy wystarczył mi by podjąć decyzję, że … nie idę na Tarnicę.
Do szczytu z przełęczy jest tylko 15 minut, ale to co działo się na szlaku w kierunku szczytu Tarnicy odebrało mi mowę (widać to na zdjęciu poniżej).
Nie było mi żal zrezygnować z wyjścia na szczyt. Byłem tam już. Za to stanie w kolejce do szczytu i przepychanie się w gęstym tłumie i wrzaskach na samym szczycie … już samo myślenie o tym przyprawiło mnie o mdłości.
Ten przykład dobrze obrazuje różnicę miedzy zaludnieniem najbardziej popularnego szlaku Bieszczad (niebieskiego szlaku z Wołosatego na Tarnicę), w porównaniu do mniej popularnych, dłuższych i trudniejszych szlaków (jak szlak czerwony, którym do tej pory szedłem).
Wniosek jest prosty: unikaj popularnych szlaków w godzinach południowych i popołudniowych, a jeżeli chcesz przejść popularnym szlakiem i uniknąć tłumów zrób to rano. Najlepiej wejdź na szlak w okolicy 8.00.
Przed południem gdy zacznie robić się gęsto, ty będziesz już w drodze powrotnej, mając za sobą spacer w ciszy i spokoju.
Przełęcz pod Tarnicą – Tarnica
Na Tarnicę prowadzi szlak żółty. Idziemy w górę i wracamy tym samym szlakiem.
Tego dnia nie szedłem na Tarnicę, ale szedłem kiedyś wcześniej. Spacer w górę zajmuje 15 minut i cały czas wiedzie mocno pod górę. Podobną ilość czasu zabiera zejście w dół. Jest na tyle strome, że trudno pokonać go w szybszym tempie.
Widoki ze szczytu Tarnicy .. wiadomo, są piękne. Jak na dłoni widać szalki prowadzące na Tarnicę z różnych kierunków, połoniny, inne szczyty, wszystko.
Szkoda tylko, że ciągle jest tu pełno ludzi (no chyba że jest zima, albo pogoda paskudna, albo najlepiej poza sezonem + pogoda paskudna 🙂 )
Zdjęcie krzyża na Tarnicy trzeba jednak mieć. Mam więc i ja.
Tarnica – Wołosate
Od tej chwili przechodzimy na szlak niebieski i do końca, do parkingu w Wołosatem kontynuujemy wędrówkę tym szlakiem.
Ten fragment szlaku bywa zabawny i irytujący jednocześnie. Trzeba mieć naprawdę dużą umiejętność izolowania się, by choć na chwilę skupić się podziwianiu przyrody. Korowód potencjalnych zdobywców najwyższego szczytu polskich Bieszczad jest nieprzerwany. Różnorodność modowych kreacji jakie można przywdziać na okoliczność podboju Tarnicy może wprawić w osłupienie. Stosowana odzież, a zwłaszcza obuwie (i to w wydaniu zarówno męskim jak i damskim) zawsze skłania mnie do zadania sobie pytania: jak to możliwe, żeby w czymś takim wejść na Termicę? Przyznaję, że ja nie dałbym rady.
Myślę, że jeżeli ktoś w czymś takim może bez istotnego uszczerbku na zdrowiu wspiąć się na szczyt, to musi być ukryty talent.
Z zainteresowaniem obserwowałem więc zastosowane tekstylia zamiast podziwiać przyrodę. Po prostu nie sposób się od tego oderwać, choć skutecznie utrudnia to inne, lekko irytujące zjawisko.
Zejście z przełęczy pod Tarnica do Wołosatego niebieskim szlakiem trwa mniej więcej 1 godzinę.
Po 30 minutach schodzenia zacząłem odczuwać ból … twarzy i języka.
„Hej”, „Cześć”, „Dzień dobry”, „Cześć”, „Dzień dobry”, „Hej”, Cześć”, „Cześć”, „Dzień dobry”, „Hej”, „Cześć”, „Dzień dobry”, „Cześć”, „Dzień dobry”, „Hej”, Cześć”, „Cześć”, „Dzień dobry”
…. i tak bez końca.
Miałem wrażenie, że wargi i język (po kilkudziesięciu minutach gadania w kółko: hej, cześć, dzień dobry) mam opuchnięte jak po szprycy z botoksu. Nie wiem skąd ta potrzeba werbalnego przywitania się na szlaku z każdym przechodzącym, gdy sznur ludzi ciągnie się w nieskończoność. Rozumiem, że gdy po 2 godzinach samotnego marszu spotykasz kogoś na szlaku, to wymieniasz się z nim pozdrowieniem … ale, żeby maszynowo pozdrawiać półtora tysiąca ludzi w 30 minut?
Kiedy skończyła mi się woda (bo od pozdrowień ciągle zasychało mi w gardle i w pół godziny wypiłem więcej niż przez 18 km marszu) nie dałem rady. Wymiękłem i wykorzystałem sytuację. Dogoniłem idąca przede mną bardzo sympatyczną i obdarzoną anielską cierpliwością panią, która odpowiadała na wszystkie „dzień dobry”. Schowałem się za nią i dzięki temu odpowiadała na wszystkie pozdrowienia niejako również w moim imieniu. Przynajmniej nie wyszedłem na buraka, którem nawet nie chce się odpowiedzieć „dzień dobry”.
Zanim zszedłem do parkingu w Wołosatem opuchlizna z ust i języka ustąpiła. Rzecz jednak nie dawała mi spokoju. Po drodze miałem jeszcze do załatwienia drobne sprawunki. Zaparkowałem w Wetlinie niedaleko niewielkiego sklepu spożywczego ABC. Ilość osób spacerujących po ulicy była nawet mniejsza niż ruch na szlaku. Jedni odjeżdżali, inny przyjeżdżali, zauważyłem nawet znajome ze szlaku na Tarnicę twarze. Widać też mieli coś do kupienia. Zdecydowałem się przeprowadzić eksperyment.
Zaparkowałem trochę dalej, żeby mieć do przejścia w kierunku sklepu jakieś 200m. Wysiadłem z auta u udałem się w stronę sklepu przyjaźnie pozdrawiając mijane osoby: „Hej”, „Cześć”, „Dzień dobry” …
O ile na „dzień dobry” niektórzy po chwili zaskoczenia i zastanowienia coś tam pod nosem odpowiadali, to reakcja na „hej” i „cześć” była taka, jakbym rzucił jakąś obelgą. Patrzyli na mnie co najmniej dziwnie …
Ale jak to? – zadałem sobie w myślach pytanie. Przecież przed chwilą szliśmy po tym samym szlaku w zdecydowanie większym tłoku.
Nawet o krok nie przybliżyło mnie to do zrozumienia zjawiska seryjnych pozdrowień na górskim szlaku. Eksperyment zakończył się fiaskiem i nie doczekał się kontynuacji.
Bieszczadzki klasyk na Halicz
Opisany powyżej szlak w formie zamkniętej pętli prowadzącej najpierw szlakiem czerwonym, a w końcowej części szlakiem niebieskim, to jeden z niewielu takich zapętlonych szlaków w Bieszczadach. Często nazywany jest bieszczadzkim klasykiem. Prowadzi przez bardzo ciekawe fragmenty Bieszczad, piękne połoniny i najwyższe szczyty. Jest przy tym dostatecznie długi, wymagający i odludny by poczuć smak tradycyjnych, bieszczadzkich wędrówek.
Polecam wszystkim, którzy chcą naprawdę dotknąć klasycznego, bieszczadzkiego, długiego wędrowania.
Pójście tego samego szlaku ale w odwrotnym kierunku, może być mniej atrakcyjne. Po pierwsze dlatego, że zaczynamy szlakiem w kierunku Tarnicy, czyli od początku idziemy głównym strumieniem, bez szansy na odrobinę spokoju i samotności, a po drugie, końcowe 8 kilometrów może w takim układzie wydawać się monotonne.
Mapa szlaku: Rozsypaniec, Halicz i Tarnica z Wołosatego
Poniżej zamieszczam mapę opisanego powyżej szlaku. Na mapie znajdziesz informacje o łącznym czasie przejścia szlaku, jego długości i przewyższeniach do pokonania.
Pod mapą dołączony jest przekrój zmian wysokości szlaku.
Ważne dla mnie!
Wystaw artykułowi dobrą ocenę (5 gwiazdek mile widziane 😀 )!To nic nie kosztuje, a dla mnie jest bardzo ważne! Blog żyje z odwiedzin i dzięki temu ma szansę się rozwijać. ZRÓB TO proszę i ... z góry dziękuję!
Jeżeli lubisz moje przewodniki z pewnością przyda ci się stworzony przez mnie katalog przewodników - [klik]. Znajdziesz w nim gotowe pomysły na kolejne wyjazdy, opisy innych kierunków turystycznych oraz alfabetyczny spis przewodników podzielony na państwa, miasta, wyspy i regiony geograficzne.
Zamieszczam również link do profilu na Facebook-u - [klik]. Wejdź i naciśnij "Obserwuj", wtedy nie przegapisz nowych, inspirujących wpisów.
No chyba, że wolisz Instagram. Nie jestem demonem mediów społecznościowych, ale zawsze możesz liczyć na coś miłego dla oka na moim instagramowym profilu - [klik]. Profil chętnie przyjmie każdego obserwatora, który nakarmi go swoim polubieniem.
Czytam WSZYSTKIE komentarze (i to wiele razy). Pod każdym z nich mógłbym napisać, że strasznie dziękuję, bo jesteście naprawdę fantastyczni. Często wracam do komentarzy, ponieważ dodają mi motywacji i energii. Dla mnie jest to nieoceniona skarbnica dobrych emocji!
Dziękuję Wam za to tutaj (nie chce zaśmiecać komentarzy powtarzającymi się podziękowaniami). Wiedz, że zostawiając tu dobre słowo robisz dla mnie naprawdę dobrą robotę!
Tworzone przeze mnie treści udostępniam bezpłatnie z zachowaniem praw autorskich, a blog utrzymuje się z reklam i współpracy afiliacyjnej. W treści artykułów będą więc wyświetlane automatyczne reklamy, a niektóre linki są linkami afiliacyjnymi. Nie ma to żadnego wpływu na końcową cenę usługi lub produktu, ale za wyświetlenie reklam lub skorzystanie z niektórych linków mogę otrzymać prowizję. Polecam jedynie usługi i produkty, które uważam za dobre i pomocne. Od początku istnienia bloga nie opublikowałem żadnego artykułu sponsorowanego.
Niektórzy z czytelników, którym zawarte tu informacje bardzo pomogły, pytają mnie czasem jak można wesprzeć blog? Nie prowadzę zbiórek ani programów wsparcia (typu: patronite, zrzutka czy "kup kawę"). Najlepszym sposobem jest korzystanie z linków. Ciebie to nic nie kosztuje, a wsparcie dla bloga generuje się samo.
Pozdrawiam
właśnie mam zaplanowaną tą trasę na najbliższy wyjazd w Bieszczady za dwa tygodnie 🙂
Będzie pięknie! Pogody życzę!
Dzieki za opowiesc. Za tydzień sami zamierzamy przejść się opisana trasa. Pozdr.
Idealnej pogody życzę! Fajna wędrówka Was czeka.
Bardzo fajny artykuł – jutro chcemy właśnie zrobić taka pętelkę ale bez wchodzenia na szczyt Tarnicy 🙂
Właśnie planowałam trasę na Halicz. Pierwsza wersja zakładała trasę od czerwonego szlaku, kończąc na niebieskim. Potem pomyślałam, że może lepiej odwrotnie. Natknęłam się na ten artykuł i utwierdziłam się w przekonaniu, że moja kobieca intuicja mnie nie zawiodła. Dzięki. Wspinamy się jutro 👍
Hahaha. Mieliśmy dziś to samo z tym nagminnym „dziendobrowaniem” . stwierdzilismy , że trzeba mieć taką tabliczke „dzień dobry” a z drugiej strony „cześć” i podnosić w zależności kto tam czego oczekuje 🙂 i ten hit: na parkingu już się nienawidzimy, ale na szlaku piąteczki. Hahaha. Piękne widoki. Zmasakrowała nas wczoraj ta trasą. Tarnice omineliśmy z braku sił i chęci przeciskania się przez innych. Ale przepięknie tam!
Zmęczenie minie, siły się zregenerują, a chwała pozostanie na zawsze!
… no i wspomnienia.
Dzięki za świetne porady, dzięki którym sprawnie i bez irytacji zdobyliśmy Tarnicę. Wybraliśmy pętlę przez Halicz 😁 – piękne widoki, minimum „dzieńdobrowania”, a jak dotarliśmy na Tarnicę, to większość „ekspresowych” turystów była już w autach.
Pozdrowienia sa starym zwyczajem, chodzi o to by kogos zapamietac, w razie poszukiwan, zagniniecia;)
„cześć” a później „dzień dobry” na szlaku pamiętają czasy początków turystyki . Z wyjątkiem czasu jakiegoś zorganizowanego „Rajdu Granicznego” czy innego na szlaku nie spotykało się prawie nikogo. Dlatego ktoś idący z przeciwka był znakiem, że życie istnieje. Pozdrawiam!
p.s. mam 67 lat
Cześć 🙂 dziękuję za opowieść. Właśnie przymierzam się do te trasy i szukałem szczegółów. Wbieram się z psem. Prawie 20km to już niezła trasa, i dla mnie i dla mojego bordera. Zobaczymy, dam znać. Pozdrowienia!